Felietony Zdrowie

Spacerowo z kotem

Wychodzimy z kotem na spacery, organizujemy mu wycieczki na smyczy, zabieramy kota na wyprawy…

Robimy to z potrzeby chwili, dla własnej frajdy, dla zaspokojenia swojego wyobrażenia o potrzebach emocjonalno-duchowych kota, zapewniając mu atrakcje, w naszym mniemaniu – ubogacającą jego życie. Czy to jest faktycznie dobre dla kota? Dla jego samopoczucia? Dla jego zdrowia? Dla zaspokajania jego potrzeb behawioralnych?

Okoliczności i koty są różne i to, co jedne koty przyjmą bez większej traumy, dostosują się do sytuacji bez uszczerbku na dobrostanie, inne będą kumulować ze szkodą dla swojej psychiki i w końcu – zdrowia. Nie odradzam swoim opiekunom spacerów na smyczy, czy wypraw z kotem. Staram się pokazać, jak to wygląda od strony kota i z czym musimy się w związku z tym liczyć. Spróbuję przybliżyć i Wam koci sposób patrzenia na świat i koci sposób jego rozumienia, żeby zaznaczyć różnicę pomiędzy tym co jest naszym wyobrażeniem i oczekiwaniem, a postrzeganiem świata przez naszego kota.

Kot to drapieżnik i nie zmieni tego najsłodsza aparycja ani najbardziej niewinne spojrzenie okrągłych oczu. Kot to łowca, morderca nastawiony na konfrontację z każdym w kim widzi zagrożenie dla swoich zasobów i ucieczkę przed tym, co oceni jako zagrożenie dla siebie. A ofiary i zagrożenia widzi i czuje, wykorzystując zmysły. Kot to kłębek emocji, który ma przymus czuwania nad biegiem spraw na terytorium, w swoim domostwie bez względu na to, czy to pokój 15m2 czy obszar paru hektarów. Rejestruje zmiany, korzystając ze zmysłów wzroku, węchu i subtelnych feromonowych informacji, dostosowując do nich swoje działania.

Obecność zwierzyny będącej potencjalnymi ofiarami, obiektów które są zmienne – pojawiły się na chwilę przemierzając terytorium, czy ewidentna konkurencja – nic z tego nie umknie uwadze naszego drapieżnika. Kot ma ogromną wewnętrzną potrzebę monitorowania tego, co dzieje się na jego terytorium rejestrując i regulując na bieżąco tematy tego wymagające. Kot oznacza informacjami zapachowymi obszar swojego terytorium, informując inne zwierzęta o tym, że zasoby tam znajdujące się należą do niego. Każde wejście kota na nowe, dotąd nieeksplorowane terytorium, wiąże się z ogromnymi emocjami i jest stresujące z racji niewiadomych mogących się na nim czaić. Czy nowo poznany teren niesie czy nie niesie zagrożenia zostaje dołączony do wcześniejszego i traktowany także jako miejsce nadzoru i penetracji.

Jak to się ma do cyklicznych spacerów uprawianych z kotem?

Wyobraźmy sobie teren miejski gdzie kot wychodząc na spacer ma do dyspozycji fragment zieleni okolony kilkoma wysokimi drzewami. W oddali chodzą ludzie, jeżdżą samochody a po terenie zielonym zdarza się, że spacerują opiekunowie ze swoimi psami przeważnie na smyczy. Kot może wystraszyć się czegoś zupełnie niespodziewanie. Podstawową reakcja wystraszonego kota jest ucieczka. Towarzyszyłam już zdejmowaniu z wysokiego drzewa kota, który wijąc się w strachu wyplątał się z szelek.

Dajmy na to że nasze spacery pozbawione są takich atrakcji i przebiegają bezproblemowo. Kot jest zaciekawiony ale też zestresowany poruszając się nisko osadzony na łapach, obwąchując i zapoznając się z otoczeniem, obserwując wszystko co wokół, jako łowca skupiając się najbardziej na ruchu. Kolejny raz czuje się pewniej bo rozpoznaje otoczenie. W końcu ta strefa staje się jego terytorium.

A jakie kot ma potrzeby względem swojego terytorium?

Wróć do tekstu wyżej…

Żeby jego potrzeby zostały spełnione powinien mieć stały dostęp do swojego terytorium. W ostateczności w ramach regularnych, codziennych wyjść o stałej porze. Najczęściej nie jesteśmy mu w stanie w takich realiach tego zagwarantować. A co gdy tego zabraknie?

Zależy od kociej psychiki, jak on to udźwignie. Scenariusze mogą być różne – od niewidocznej na ogół lecz narastającej frustracji (z powodu braku możliwości spełnienia potrzeb) po próby wymuszeń spacerów (drapanie drzwi, okien, zawodzenie, sikanie w miejscach nieodpowiednich, choroby psychosomatyczne…).

A kot ze spacerów koniec końców wraca… do swojej kuwety i naszego łóżka. W związku z tym nie sposób pominąć jeszcze jednego istotnego aspektu, mianowicie tego co ze spaceru może „przynieść”. O ile nawet na terenie prywatnym może być trudno o utrzymanie otoczenia niedostępnym dla zwierząt z zewnątrz, o tyle w terenie miejskim możemy być pewni, że po danym obszarze chodziły i defekowały inne zwierzęta – psy, koty, ptaki… Stąd trzeba mieć świadomość, że prędzej czy później przyniesiemy ze spaceru niespodziankę. Takie najczęstsze to: nicienie, giardia, cryptosporidium i inne kokcydia, koronawirus… Wyleczalne z reguły u dobrze zaszczepionych, będących w dobrej kondycji kotów, ale leczenia niektórych nie życzyłabym nawet największemu wrogowi.

Jeśli już to wszystko wiesz to… zaopatrz się jeszcze w jak najbardziej bezpieczne dla kota szelki i życzę Wam miłych spacerów!

Renata Kasprzak
wieloletni hodowca kotów rasy Ragdoll pod przydomkiem "Kocie Salony*PL"; pasjonat lektury, kotów i ludzi. Kolejność nie przypadkowa.
https://renakas.wixsite.com/kociesalony